środa, 26 maja 2010

Cykl pierwszy


Kiedyś Edward Stachura mówił o sztuce słuchania. Wsłuchiwania się w słowa drugiego człowieka, samemu będąc w ciszy swojego umysłu. Tak, to ważne umieć słuchać, po prostu prawdziwie słuchać. Ale można pójść dalej. Jeżeli jest to rozmowa, wymiana zdań, myśli, jeżeli pojawiają się pytania, to równie ważne jest pozwolić przebrzmieć słowom, które przed chwilą zostały wypowiedziane, pozwolić zaistnieć ciszy na chwilę, za nim zacznie się odpowiadać, czy też rozwijać myśl wcześniej zainicjowaną przez partnera rozmowy. Ta chwila ciszy jest brzemienna w sobie, może trwać. Można też nie podjąć w tym momencie dialogu i pozostać w niej. To też znak.
Co się dzieje w nas, gdy ktoś inny mówi nam, lub komuś innemu w naszej obecności, o naszych cnotach, zaletach, osiągnięciach, jednymi słowy, dobrze się o nas wyraża, a co gdy mówi źle…
Myśl i słowo. Słowo, przedłużenie myśli. Słowo, jako znak komunikacji. Abstrakt. Nic. Więc, co jest czymś?
Jak trudno jest utrwalić myśli, które pojawiają się i niemalże natychmiast znikają. Przebłyski jasnego widzenia. Dogłębnie prześwietlone uświadomione fakty. I często kiedy próbuje się je utrwalić na papierze, odnajduje słowa, ale już nie te.
Czytanie to, umiejętność wczytywania się w słowo, gdzie każde po kolei czytane powoli z rozmysłem, prowadzi w głąb myśli uchwyconej, zatrzymanej, ujarzmionej z rzeczywistości realnej. Ciekawe, … doświadczanie rzeczywistości, to wchłonięcie wibracji a później przetransponowanie jej w symbol, znak słowa pisanego. Tak może powstać słowo wibrujące, żywy przekaz. Ale teraz trzeba go umieć odebrać, odczytać, pozwolić wibrującemu słowu wniknąć w nas i poddać mu się …
Czym jest miłość i czym nie jest. Świat ludzi pomieszał jasność i prostotę najgłębszych i najdroższych pojęć, jakie dotyczą człowieka i jego relacji z drugim. Skazał się człowiek na niekończące pasmo rezygnacji i ustępstw, pozbawiając tym samym wiary w siebie i możliwości doświadczania siebie. Definicji miłości jest wiele, kilka z nich ma charakter powszechny, a odcieni jej zapewne tyle, ile ludzi gościło na tej planecie. Chcę do nich dodać mój sposób jej rozumienia w kilku słowach.
W prawdziwym życiu jak je pojmuję, miłość nie jest rezygnacją z czegokolwiek, nie jest wyrzeczeniem, nie jest przyzwyczajeniem, nie jest cierpieniem, nie jest ustępstwem, nie jest przywiązaniem, nie jest szukaniem złotego środka, tego pomiędzy, nie zmusza do niczego, nie można nic zrobić w imię miłości. Ona po prostu jest, albo jej nie ma. Miłość jest wolnością i tylko w pełnej wolności może istnieć. Zaczyna się od nas samych. Kiedy miłuję siebie takim, jakim jestem, w całości, bez jakichkolwiek odwzorowań, kiedy uda mi się w końcu dotrzeć do momentu narodzin, to zobaczę w całej jaskrawości, że przychodząc na ten świat, jako istota doskonała byłem jedną wielką miłością i ona jest nadal we mnie. Co mogę zrobić, to tylko ją uwolnić. W prawdziwej miłości dialog dwojga ludzi jest dopełnieniem ich wspólnej drogi. A droga jest jedna. Skąd przyszedłem tam muszę dojść.
Dwa światy, materialny i duchowy. Oba realne. Ten pierwszy znany, drugi wciąż nieodgadniony, jakby za zasłoną. Czuję jego obecność i wyższość nad tym pierwszym. Jak go zgłębić, jak zacząć używać. Jak uwolnić się od ograniczoności widzenia, ukształtowanej wielowiekową tradycją. Rozpoznaję tyle absurdów, nonsensów, ślepych zaułków, ograniczeń myślenia, działania i osiągnięć człowieka wobec doskonałości i stabilności Stworzenia, a ciągle nie potrafię korzystać z tego, co jest i moim udziałem. Spójny, w niczym nieograniczony świat materialny, którego i ja jestem cząstką, a moje działania wciąż tak niedoskonałe.