Noc
… - śpij i śnij – się powiedziało
szeptem jeszcze raz… nie wiem dzisiaj, czy na jawie, czy już we śnie. Ten
moment jest akurat dla mnie zawsze ledwo uchwytny.
…
ciemno i cicho, nawet ćmy żadnej. Uśpiony pejzaż, za oknem i w pokoju, a
przecież nie tak dawno jeszcze wędrowały tu po ścianach cienie różne, jakby to
one same przemieszczały się, żyły i współtworzyły tę przestrzeń. Teraz nie ma
ani jednych ani drugich. Czyżby życie zgasło, czyżby to miał być koniec świata
tego i wszystkiego?...
Objąłem
ukochaną ramieniem, moja dłoń spoczęła na jednej z jej piersi. Ich ciała
przylgnęły do siebie, nogi splotły, wypukłości wtopiły w jedno i stworzyły
całość, pełną różnych odcieni. Ciepło i energie, wędrowały teraz w obie strony i uzupełniały
się. Oddechy miarowe i ciche, mówiły, że za chwilę rozdzielą się, bo inaczej by
spłonęli...
Tęskna była zawsze ta chwila dla
mnie, …chwila zaufania, połączenia i oddania. Tak… wyczekiwana, on i ona
jako jedno… tajemnica jedności ponad zrozumienie…
Prawa
natury są jednak nieubłagane i nie wiem, czy jeszcze tu byłem czy… nie wiem gdzie. Czy
to, co dzieje się, to jawa czy sen.
Gdzieś
wędrowałem, nie pierwszy raz… bezdrożami, na przełaj, po stokach górskich,
przedzierając się przez zarośla, odnajdując przejścia, ścieżki leśne…
No
tak, ale która to z kolei wędrówka, kiedy całe życie nieustająco nią było. Nie
mam przecież swojego domu, jako że, wszystkie, w których dotąd bywałem,
bliskich, ukochanej, przyjaciół, napotykanych ludzi po drodze i ten świat cały,
są nim….
W
wirze zdarzeń po drodze, losu, pragnień, tęsknot, znalazłem się tutaj, w
miejscu, które stało mi się bliskie, w którym zapragnąłem budować nową
rzeczywistość i przyszłość z umiłowaną.
Ale…
może nie będzie mi dane, może… czeka mnie wędrówka dalej. Gdzie indziej... ale
dokąd… dlaczego… nie rozumiem tego, przecież wszystko układa się pomyślnie.
Jest mi tu dobrze, czuję się spełniony.
Czy
trzeba będzie zostawić to wszystko, zrezygnować z tego, co już jest, co jest
piękne, pełne świadomego zrozumienia?
Czy
nie taka jest ich wola, tych dwojga, czy nie taka jest ich wspólnie
uświadomiona decyzja...
Czy poróżnią się, i ich
język, a w ślad za nim wyobrażenia…
Dziwne
myśli, dziwne fabuły sennych obrazów rodzą się teraz w mej głowie. Nie wiem, co
jeszcze mnie czeka… wieczna wędrówka jaką jest życie, przynosi czasem wyzwania,
których nigdy byśmy się nie spodziewali. Budujemy teraźniejszość i w jakimś
momencie przychodzi ona i mówi, zostaw wszystko i chodź, bo coś innego jest dla
ciebie przygotowywane.
Zaraz, zaraz, czy można tak postąpić i… w takim momencie, zostawić umiłowaną i wszystko pozostałe
i odejść…, co za dziwny sen, sen słów myśli, choć i obrazów z przeszłości
pełen. Plączą się one teraz i gubią chronologię zdarzeń.
Minęła
północ, na nieboskłonie migocą gwiazdy, tworząc konstelacje przeróżne.
Komunikują się między sobą. Ich aktywność oddziałuje także na tych dwojga, tam
na dole, gdzieś na końcu świata, którzy już teraz zapewne śpią i przestali śnić...
Gdzie
oni teraz są? Ich ciała
leżą obok siebie, nieporuszone, w spokoju, miarowo oddychają, tak więc, gdzie
oni teraz są?… tajemniczy to moment. Czy można go odgadnąć? Czy może są tam, gdzie zawiera się wszystko co jest i nic...
Czy sięgają źródeł początku, by powrócić z nastaniem dnia nowego, następnego.
Tyle niewiadomych…
Teraz
śpią, nie słyszą, więc mogę snuć swoją opowieść o nich dalej.
Uwikłani wcześniej w meandrach życia ciągnącego się wiele,
wiele lat, do czasu… gdy spotkali się i zauważyli nawzajem. Obciążeni
przeszłością, która odcisnęła się piętnem na każdym z nich, zapałali do siebie
wielką miłością, a ta jęła tkać dla nich nową rzeczywistość. Nie rzecz w tym,
by opisywać koleje ich losu dzień po dniu, ale myślę, że warto zwrócić uwagę
choćby na kilka szczegółów, które realizowali razem.
Wszystko
zaczęło się w górach. On miał stolarnię i kiedy ona tam przyjechała, nie znając go, do niego, wykonał
ławeczkę dla niej, na jej prośbę. Wtedy ona
codziennie zaglądała do niego i sprawdzała na jakim etapie realizacji jest jej
prośba. Siadała na niewykończonej jeszcze ławeczce i sprawdzała jej przyjazność
dla niej samej. Takie były początki. Z informacji, którymi się w owym czasie
dzielili, snuli przypuszczenie, że mogli byli spotkać się wiele, wiele lat
wcześniej, a ścieżki ich prowadziły w Bieszczady, w których byli wtedy, w
tamtych czasach. Jednak nie było im dane świadomie się zauważyć.
Trzecie
spotkanie miało miejsce dużo później. On wrócił do dużego miasta, w którym ona mieszkała i ponownie
zaczęli spotykać się, ale tęsknota za otwartą przestrzenią, za żywą przyrodą,
wędrówką, zwierzętami, roślinnością wszelką, niemalże co tydzień, bez względu
na porę roku i pogodę, wciągała ich w świat górskich przestrzeni, by na przełaj
przedzierać się przez zarośla, odnajdywać drogi, przejścia, czy ścieżki
zwierzyny leśnej.
Wchodzili
i schodzili, docierając do miejsc tajemniczych, odkrywając znane jak i nieznane
formy, jakże piękne i urzekające, rzeźbione przez przyrodę, która nie
szczędziła im tych przeżyć, jako że sama w sobie ma nieskończone możliwości.
Tym bogactwem upajali się prawie na każdym kroku. Rozpościerały się przed nimi
widoki po horyzont, ze wschodami i zachodami słońca, pasmami grzbietów,
wąwozami, lasami różnej maści, potokami przy których klękali czasami i całując
lustro wody, gasili pragnienie.
Szli ciągle przed siebie, zawsze do przodu, a w chwilach
uniesienia i zachwytu ich oczy, czy ręce spotykały się, bez słów. Życie
rzeźbiło wyjątkową niepowtarzalność ich
osobowości w słońcu, deszczu, burzach z grzmotami dookoła, śniegu po pas
prawie, czy skrzypiącym pod stopami na mrozie, który smagał ich policzki, czy
wreszcie w nocnych przeprawach, a radość rozpierała serca.
Spotykali
się, dużo czasu spędzali ze sobą, ale chcieli w końcu zamieszkać razem, właśnie
tam, w górach, które kochali nade wszystko. Każdy wyjazd był dla nich także
rozglądaniem się za miejscem, które mogłoby stać się przystanią na dalszą część
życia.
Minęło
kilka lat, kiedy w końcu dotarła do nich informacja, że jest taka dolinka, a w
niej dom, stary dom, pamiętający poprzednią epokę, opuszczony, ale nadający się
do zamieszkania od zaraz. Pojechali go zobaczyć. Spojrzeli na siebie, wszystko
było jasne. Tak, to tu będą budować nową rzeczywistość, ale już razem,
rzeczywistość podmiotową w każdym calu, z misiem, który na nich czekał uwiązany na łańcuchu, by go
uwolnili. Odżył, kiedy odpięty odzyskał
wolność, tak ważną dla niego jak i dla nich. A
radość rozpierała ich w każdym momencie działań najprzeróżniejszych,
codziennych, budowania nowej rzeczywistości, opartej na bezgranicznej miłości
do wszystkiego. To nie musi być idylla. Tak było, a potem nadszedł ten moment
nieoczekiwany, niechciany, nieproszony…
To co
teraz działo się w
jego głowie było zapowiedzią przyszłych wydarzeń, które teraz resztki snu
zamazywały, by nie pamiętał, kiedy się obudzi.
Noc
bledła, gwiazdy traciły swą intensywność, pierwsze promienie światła, jeszcze
nie słońca, zaczęły zaglądać do okna pokoju, w którym spali.
Kiedy
rano powraca świadomość i przywołuje z pamięci zdarzenia zapisane dnia
poprzedniego i w przeszłości, to odbudowuje osobowości, stwarzając wrażenie
ciągłości, takiego jakby dnia niekończącego się, od narodzin do śmierci.
On i
Ona właśnie wracali do świata, który wczoraj opuścili, ale chyba jeszcze w
półśnie. Powoli odnajdywali teraz siebie nawzajem, by przytulić
się, podzielić emanacją energii, tych niezależnych od ich woli, umysłu,
pragnień czy niechęci, gdyż dzisiaj byli jeszcze w pełnej spójności, nie
wiedząc co ich czeka w przyszłości.
Lgnęli
teraz do siebie coraz ciaśniej, chcąc może scalić się w jedno, jeden organizm o
dwóch duszach i sercach.
Coraz
bardziej rozbudzeni powoli gubili granice ich dzielące i wnikali w siebie
nawzajem. Tak rozpoczął się taniec poranny ich ciał i palców wędrujących po
najskrytszych zakamarkach jeszcze nie w pełni przebudzonych. Spotkały się ich
usta, bez słów.
lipiec 2023
LW