niedziela, 17 listopada 2013

O "Dialogu wewnętrznym" - rozmowa z Adrianem


17.05.2013
Hej,
przeczytałem Leszku Twoje przemyślenia - są interesujące i głębokie. Ostatnio, z racji moich spotkań z baptystami i lektury Nowego Testamentu, częściej zastanawiam się nad sprawami wiary/religii no i oczywiście natury Boga ogólnie, w kontekście tego, co nas przekracza, co jest tak trudne do wyrażenia. Kwestie początku/końca zajmują mnie już od dłuższego czasu. W swoich rozważaniach doszedłem do wniosku, że każdy z nas w swoim życiu, w taki czy inny sposób powinien rozwiązać Problem Metafizyczny, który zawiera fundamentalne pytania dotyczące życia/istnienia/Boga. Jedni przyjmują zastane rozwiązania inni ich dopiero poszukują. Jak widzę Ty, Leszku, należysz do tych drugich; kroczysz indywidualną drogą rozumienia rzeczywistości. Podobnie jest ze mną. Podoba mi się w Twoich przemyśleniach to, że szukasz ogólności i jak mniemam zrozumienia, które wykraczałoby poza jakiekolwiek zastane wierzenia religijne. Taka ogólność z pewnością nie spodobałaby się wielu "wyznawcom". Ale czym jest ta "ogólność"? W moich wędrówkach intelektualno/duchowych oraz podczas spotkań z różnymi ludźmi o rozmaitych przekonaniach nie raz zadaję sobie pytanie, czy taka ogólna "ogólność" jest do pomyślenia. A jeśli tak, to czy można ją swobodnie zastosować w praktyce?, tzn., czy możliwy jest do osiągnięcia taki stopień zrozumienia, który swoją treścią nie byłby krzywdzący dla innych?
W nawiązaniu do tekstu zaintrygowały mnie dwie kwestie. Chciałbym więc zadać Tobie dwa pytania:
1. Odnośnie początku: Czy niebyt to Bóg? Jeśli nie, to jaki charakter ów niebyt posiada?
2. W nawiązaniu do dialogicznej formy Twojej wypowiedzi, ale również w odniesieniu do wszystkich prób przedstawienia Boga (osobowego, czy w formie inteligentnej energii), drugie pytanie jakie nieustannie nasuwa mi się na myśl dotyczy osobliwej sytuacja tzw. meta-narratora. Kim jest meta-narrator, który przekazuje nam zrozumienie Boga? I dlaczego wyobrażenie boskiej natury przyjmuje cechy obiektu "myślącego" i "intencjonalnego", a nie jest to np. czyta abstrakcja, która niewysławialnym aktem utrzymuje wszystko w posadach nie mając przy tym żadnego powodu, zamiarów i żadnego celu, że dzieje się tak czy inaczej? Można byłoby rzecz, "ot, po prostu świat/życie wydarza się". Przecież argument z regularnej, tak jakby przemyślanej prawidłowości, jaką obserwujemy w świecie nie koniecznie musi odzwierciedlać esencję Boga/boskiego pierwiastka.
Jak oboje zdążyliśmy już zauważyć, rozumienie przez nas pewnych aspektów rzeczywistości nieznacznie różni się od siebie. Ciekawy jestem, czy na planie tej różnicy znajdziemy wspólną wykładnię.
Serdecznie pozdrawiam
Adrian
21.05.2013
Witaj Adrianie,
napisałeś, jako jedyny, jak na razie, ale wiedz, że nie oczekiwałem żadnej zwrotnej reakcji, tym cenniejsza jest Twoja odpowiedź dla mnie. Dziękuję za to, że spróbowałeś wniknąć w istotę tego tekstu.
Myślę, że każdy może się mylić, ale czy jest ktoś, kto ma monopol na prawdę? Czy wielowiekowa tradycja ją ma? Czy nie było tak wiele razy, że przez stulecia wyobrażano sobie coś tak a nie inaczej, a potem okazywało się, że była to błędna interpretacja, czy też rozumienie. Jednak można na to zagadnienie spojrzeć inaczej. Wiedza i rozumienie jest wynikiem obserwacji i doświadczania indywidualnego. Jeżeli zgłębiam jakąś tradycję, to jestem w niej i nawet, jeżeli coś odkryję nowego, to dalej tkwię w jej kanonie. Zobacz jak trudno np. przebijają się rewolucyjne odkrycia naukowe, ile zamieszania powodują za nim zostaną przyjęte.
Pamiętam jak wiele lat temu w jednej ze szkół gnostycznych rozmawiałem z jej uczniami o wędrówce duszy ludzkiej, gdzie tu na ziemi miała wyrzekać się wszystkiego, by później w zaświatach dalej doskonaląc się, gubiąc swoje ego, i w końcu Ja, wtopić w Boga. Byłem wtedy zaskoczony. Wprawdzie już dużo wcześniej nie przekonywały mnie opowieści o niebie, raju, gdzie dopiero tam miałem być szczęśliwy, a tu na ziemi tylko widzieć, że jednym wszystko przychodzi lekko innym natomiast nic nie wychodzi, ale wydawało mi się wtedy, że moje Ja nie przestanie nigdy istnieć. Przez wiele następnych lat rozważałem tę nową myśl, „porywając się” na zrozumienie Boga i jego intencji.
Adrianie, przeczytałem jeszcze raz tekst. Uważam, że w sposób esencjonalny wyraża on to, co chciałem powiedzieć i jest w spójny w sobie. Wyraźnie wskazuję w nim na różne poziomy gotowości przyjęcia takiej czy innej wiedzy, a poza tym myślę, że ci, którzy nie dotykają „ogólności” doświadczają czegoś innego i są równie ważni, dlatego też w moim dialogu nie ma podziału na nauczyciel, mistrz i uczeń, czy też Bóg i człowiek. To ten, który sam z sobą latami prowadzi rozmowę, bo nie jest zawieszony w próżni i ociera się o różne poglądy i filozofie.
Nie, niebyt to nie Bóg. Jeżeli czegoś nie ma, to nie może mieć żadnych cech, tego po prostu nie ma. Niebyt wziął swój początek od bytu, który zaraz potem się pojawił. Nie znajduję żadnego określenia ani wyobrażenia na istotę Boga z przed, natomiast zaraz potem, mogę już trochę o Nim powiedzieć, zapewne bardzo niewiele.
W swoich rozważaniach, wyszedłem od myśli, które już od dawna mnie zastanawiały. Jakkolwiek pojmując Boga, to czy może zaistnieć coś obok Niego, to jedno, a także chciałem zrozumieć, co Nim kierowało kreując ten świat.
Adrianie zgadzam się z Tobą, kiedy piszesz w drugiej części swojego wywodu o Bogu, jako potencjalnej czystej abstrakcji, która nie potrzebuje cech obiektu „myślącego” i „intencjonalnego”, ale to nie rozwiązuje kwestii, to po co to wszystko, cokolwiek. Sięgnąć poziomu Boga by Go pojąć, nie mamy przecież żadnych szans. By Go, choć trochę zrozumieć możemy jedynie swoje poszukiwania oprzeć na tym, co posiadamy, a więc zmysłach, które pozwalają nam doświadczać uważnie swoją obecność i rozumie ze zdolnością logicznego myślenia. To, że wszystko trwa i nie ulega destrukcji, bo nie rządzi tym chaos, jest zaczątkiem wykładni naszego pojmowania. Myślę, że to nic złego w tym, że budujemy jakieś konstrukcje, że próbujemy odnaleźć się, umiejscowić w przestrzeni życia i nadać mu sens i wiem, że to nam a nie Jemu jest potrzebne. To, co zrozumiałem dla siebie i jak podkreślam, był to proces wielu lat, daje mi dzisiaj pewną lekkość i dystans bycia tu i teraz. Dystans i nie dystans, czyli uczestnictwo. Nie jestem uzurpatorem czegokolwiek, nie pragnę nikomu niczego udowadniać, to co robię, co zapisuję, jedynie uzmysławia mi, to co zrozumiałem, czyni faktem dokonanym i wtedy mogę iść dalej. A jeżeli dla kogoś te słowa są inspiracją, to dobrze, ja też ją odnajduję w innych dziełach i sytuacjach. Wydaje mi się, tak to czuję, że jeszcze wiele przed.
Dodam Adrianie na koniec, że nie przekonują mnie sformułowania typu:, „bo tak do mnie mówi Bóg”, czy „iskra boża we mnie”, „ aniołowie”, „nieba, do siódmego włącznie”, itd. Nie wiem na ile są one projekcją umysłów ukształtowanych ziemską rzeczywistością, a na ile odbiciem stanu faktycznego. Nie miej niczego nie odrzucam, jako nie możliwe, nie jest to jednak moje doświadczenie. Nie mam takich doświadczeń.
Życie w każdym aspekcie wielowymiarowości jest swojego rodzaju studnią bez dna. Można je odczytywać na różnych płaszczyznach i tak się dzieje, jednak poszczególne elementy mozaiki, we mnie układają się w ten a nie inny sposób, dając odczucie harmonii wewnętrznej, ale nie komfortu umysłowego.
Serdecznie pozdrawiam.
Lechu
27.05.2013
Witaj Leszku,
myślę, że rozumiem Twój punkt widzenia, a jeśli nie do końca tak jest, to przynajmniej odczuwam intencje, jakie kierują Twoimi poszukiwaniami. Komunikacja generalnie, a tym bardziej w tak subtelnym temacie, jakim jest "ogólność", kiedy strony nie poruszają się na tej samej podstawie, jest niezwykle trudna. Ciężko jest wtenczas zrozumieć siebie nawzajem.
Masz rację, nigdy nie myślimy w oderwaniu od jakiejś tradycji. I ten fakt można byłoby prawdopodobnie przypisać prawdzie, przez duże "P". Rewolucje naukowe - jak mniemam - zachodzą tylko wtedy, kiedy zdamy sobie w pełni sprawę z wszystkich założeń, na których opiera się tradycja. Wtedy tylko możemy wychodzić poza zastany porządek myślenia, kiedy jesteśmy zdolni przewartościować u samych podstaw fundament systemu. Niestety, spoglądając na historię, każdą rewolucję w myśleniu, która kształtuje nowy porządek rzeczy, z pewnością w przyszłości będzie czekała kolejna rewolucja. Czy proces ten będzie toczył się w nieskończoność, czy może w końcu zatrzyma się na jednym, obowiązującym systemie, trudno przewidzieć. Osobiście skłonny jestem przypuścić tę pierwszą ewentualność, mianowicie nieskończony proces przekształceń i rozwoju.
Nie kwestionuję Leszku spójności Twoich przemyśleń. Zawarta jest w nich esencja Twojego doświadczenia wewnętrznego, a tego nie mogę przecież w żaden sposób podważać ani kwestionować. Jedyne, co mogę uczynić to wejść z Tobą w dialog, skonfrontować z Twoim mój wewnętrzny świat i zastanowić się nad różnicami, jakie mogą nas dzielić.
Zapytałem Ciebie o niebyt, ponieważ osobiście nie potrafię wymyśleć bezwzględnego "początku" ani zresztą bezwzględnego "końca". Te dwa bieguny mają dla mnie charakter nieoznaczony. Myśląc bezwzględny początek czy koniec, moja myśl, w miarę posuwania się do tyłu lub do przodu, rozpływa się i niknie w nicości, albo zapętla się tak, że nie ma już początku ani końca, a tylko obrót po obwodzie błędnego koła. Dlatego Bóg (jeśli miałbym przyjąć to pojęcie) i niebyt są dla mnie równorzędne. Myśląc w ten sposób, widocznie nie przyjmuję w swoich założeniach judeochrześcijańskiej koncepcji Boga, gdyż w tej tradycji nie do pomyślenia jest łączyć jedno z drugim twierdząc, że są to równorzędne zasady. Tak jak stwierdził kiedyś mój znajomy, w sposobie myślenia bliżej by mi było do taoizmu, choć do tej pory nie studiowałem jeszcze tej tradycji i tak na dobrą sprawę, sam nie jestem w stanie, stwierdzenia mojego znajomego, zweryfikować.
Owszem, jeśli nie przyjmiemy Boga, jako posiadającego cechy obiektu "myślącego" i "intencjonalnego", "to - jak słusznie zauważyłeś - nie rozwiązuje to kwestii, po co to wszystko, cokolwiek?" Ja mimo wszystko Leszku, osobiście nie widzę żadnej trudność w tym, żeby Bóg nie miał tych atrybutów. Zresztą, dlaczego miałbym wierzyć w to, że istotą Boga jest myślenie i intencjonalność na sposób, w jaki człowiek jest myślący, intencjonalny i logiczny? Myślę natomiast, że ujmowanie Boga na sposób antropomorficzny może być tylko jakimś marnym wycinkiem jego Całkowitej istoty i jego możliwości. Osobiście bałbym się konkurować ze sposobem pojmowania rzeczywistości zastanej z innymi stworzeniami na ziemi. To, że panuje przekonanie, iż człowiek stanowi ostatnie ogniwo w procesie stworzenia czy ewolucji i tym samym może podłóg swoich kategorii ostatecznie określać rzeczywistość zarówno materialną jak i duchową to również jest judeochrześcijańskie założenie, które trudno jest mi zaakceptować.
Niemniej jednak wydaje się, że człowiek musi budować rozmaite konstrukcje myślowe, którymi próbuje ogarnąć zastaną rzeczywistość i siebie samego w niej. Wygląda na to, że taki już jest nasz los, aby nieustannie nadawać i podtrzymywać sens swojej egzystencji. Taka działalność ma, bowiem głęboki wymiar praktyczny. I nie ma nic w tej działalności złego dopóty, dopóki - jak słusznie zauważyłeś - człowiek nie zaczyna sobie roić w głowie wyłączności i uzurpować monopolu na prawdę. Ale to już inna kwestia. Każdy z nas jest odrębną jednostką z odrębnym bagażem doświadczeń życiowych. W zasadzie między każdym człowiekiem/narodami jest więcej różnic niż podobieństw. Jeśli tak w istocie jest, to co nas spaja - można byłoby zapytać? Jedni uważają, że jest to Bóg, pod rozmaitymi postaciami i nazwami. Do innych przemawia jakaś nieokreślona postać fizycznej energii. A mi cały czas chodzi po głowie "paradoks". Kontemplując życie - ogólnie... jeśli próbuję wmyślić się w istotę jakiej bądź rzeczywistości na jej uniwersalnym planie, nie mogę pozbyć się wrażenia, że doświadczeniem moim rządzi Paradoks.
To fakt, masz rację, "życie jest wielowymiarowe i bez dna". Uczciwe podejście do sprawy nie pozostawia złudzeń, że tak w istocie jest. I to - ta różnorodność interpretacji - w moim przekonaniu stanowi o pięknie tego świata. Warto więc nie marginalizować żadnego ze światów (w domyśle ludzi/koncepcji/kultur/przyrody), bo wtedy może nam z życia umknąć coś niezwykle istotnego.
Serdecznie pozdrawiam,
Adrian